niedziela, 10 listopada 2013

Odliczanie pełne frajdy

Nie wiem czy Wy, ale ja powoli zaczynam odczuwać na karku powiew zbliżających się świąt. Gdyby była typowo zimowa pogoda, na pewno byłoby znacznie łatwiej. Nic tak bardzo, jak świat przykryty śniegiem nie przypomina o nadchodzących świętach...
Na miejskich ulicach jeszcze szaro-buro, ale witryny sklepowe powoli zamieniają się w migoczące obrazy nasycone czerwienią, bielą i złotem. Gdzie pulchniutkie Mikołaje i rogate renifery zapraszają do środka sklepu, by oddać się w wir zakupowego, przedświątecznego szaleństwa :)
To zakupowe wariactwo niekoniecznie mi odpowiada. Zawsze wychodziłam z założenia, że prezenwt jakim obdarowujemy drugą osobę, powinien być dawany od serca i jednocześnie dopasowany do potrzeb i zainteresowań obdarowywanego. Cierpliwie wyszukany i taki nawet trochę wypieszczony, a nie kupiony od czapy, w biegu i na ostatnią chwilę. Nie wyobrażam sobie, że miałabym podarować swojemu kochanemu tacie jakieś zwyczajne skarpetki (chyba, że własnoręcznie wydziergane), czy kapcie od pani z osiedlowego kiosku.

Jednak o prezentach tak na prawdę to jeszcze będę tu pisała. Skrupulatnie i z namaszczeniem je już zbieram, lecz Wam nie zdradzę, ponieważ część mojej rodziny czyta mego bloga ;) I by się wydało!
Przedświąteczny czas, a tak na prawdę początek grudnia, to także czas wspaniałego i niecierpliwego oczekiwania na Boże Narodzenie. Kto bardziej, jak nie dzieciaki na nie czekają.
Dobrze pamiętam jak sama, kiedy byłam przedszkolakiem, w grudniowe poranki codziennie prosiłam mamę, aby powiedziała mi ile dni zostało do świąt. Mama na początku miesiąca do kryształowej bombonierki, która stała zawsze na kuchennym stole, wrzucała zawsze dwadzieścia cztery landrynki i mówiła, że codziennie mogę zjeść jedną. A kiedy się skończą to znaczy, że dziś są święta.
Tak więc już jako mała smarkula miałam swój własny home-made kalendarz adwentowy. Kilka lat później w sklepach pojawiły się płaskie kalendarze z otwieranymi okienkami, w których były czekoladki (choć z prawdziwą czekoladą nie wiele miały wspólnego) w najróżniejszych, świątecznych kształtach. Nigdy jednak nie były w stanie i nigdy nie będą, dorównać tym własnoręcznie wykonanym :)

I mimo, że do grudnia zostały jakieś trzy tygodnie, to ja już zaczęłam myśleć o tym, jaki kalendarz przygotować moim brzdącom w tym roku. Jest to przefantastyczna rzecz, która bardzo umila oczekiwane na święta. Wcale nie trzeba wkładać do nich czekolady. Jeśli wychowujemy dzieci w duchu zdrowego odżywiania się, to zawsze kieszonki kalendarza można wypełnić suszonymi owocami, domowej roboty ciasteczkami czy nawet maleńkimi, niedrogimi zabaweczkami.

Szperałam, szukałam, myślałam i znalazłam kilka ciekawych pomysłów na domowy kalendarz adwentowy. Dzięki temu zyskałam pomysł na wykonanie go z rzeczy, które mam w domu. Więc nawet nie będzie mnie wiele kosztował. Jak już go zrobię, to na pewno pokażę Wam efekty tej pracy na blogu.
Teraz jednak podrzucam kilka ciekawych pomysłów. Może ktoś z Was także zapragnie codziennie sprawić sobie małą, grudniową przyjemność oczekując na święta :)

A tak swoją drogą, to czy nie byłoby przyjemnie mieć taki kalendarz w wersji dla dorosłych? Na przykład podarowany ukochanemu, który codziennie mógłby wyjmować z niego karteczkę z miłymi słowami. To też jest niezła myśl! :)



















Autor: Tuśka
via: style-files.com, pinterest.com

2 komentarze:

  1. jaram się niesamowicie jaka Ty jesteś kreatywna! to mega zajebisty pomysł, aż pomyślę nad tym, żeby taki kalendarzyk zrobić z czułymi słówkami:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne bardzo nam się podoba :) pozdrawiamy

    zespół feststudio
    https://www.facebook.com/feststudiopl

    OdpowiedzUsuń

Chcesz podzielić się swoją opinią? Dodaj komentarz...